Wspomnienia ze Szwecji

Maciej Matyka i Klaudia Sosnica



Dzien drugi (15.I.2003), czyli: Would you like... I would like... i I have to...


Dnia nastepnego - czwartek postanowilismy isc rano na Uniwersytet podpisac jakies papiery, pogadac z koordynatorami i wogole sie porozgladac. Ale nam sie nie chcialo wstac. Ale sie zmusilismy. Mamy pokoj na parterze i Waldek do nas zapukal w okno jak jedlismy sniadanie. Poszlismy z buta na Uniwerek okazalo sie ze w sumie nie jest daleko, jakies 10-15 minut z buta. Nie wiem, ale rowery chyba i tak kupimy bo sie tu naprawde moga przydac. Poza tym to takie normalne miec tu rower, ze nienormalnie jest go nie miec, a my chcemy byc normalni. (Klaudia wlasnie powiedziala, ze szkoda, ze nie ma tu u nas w pokoju jej poduszki w krztalcie slonika, hehe). Rowerow jest tu od groma, wszedzie sa stojaki, zagrodzone i poddaszone miejsca pod rowery.

W tym momencie przypomnialo mi sie moje spostrzerzenie (na swiezo) na temat pewnych rzeczy z ktorymi sie tu zderzylem (niektore z nich sugerowal juz Waldek w pociagu jak tu jechalismy jednak nie bardzo kumalem w czym rzecz), otoz: Szwedzi maja wszystko dookola po to zeby ulatwic sobie zycie, zeby bylo bezpiecznie i wogole jest troche tu inaczej. Drzwi sie wszedzie same otwieraja i zamykaja. Dobra, koniec tych smutasow bo sam juz nie wiem o co mi chodzi - ja sie tu czuje po prostu jakby niezbyt wiele rzeczy bylo przeciwko mnie, raczej jest odwrotnie.

Dobra - idziemy na uniwerek. Jak pisalem - nie jest to daleko, nawet nasz pokoj jest blizej do uniwerku niz Waldka. Oczywiscie polowe drogi przeszlismy po drogac rowerowych bo jest tu ich tyle (ulatwienia...), ze nie trzeba sie rozgladac.

dalsza czesc niebawem...


Linkoping, 16.I.2003

Na uniwerku bardzo przyjemnie - duze, rozlegle budynki, bardzo niskie. Ale wbrew pozorom w sumie duzo sie nalazic nie trzeba. Najpierw poszlismy wydac po 200 koron (~80 zl) za karte Union Student, czy cos takiego. Nie wiem, Waldek mowil ze to bardzo wazne. Jak sie okazalo faktycznie dalsze rzeczy moglismy juz z tym tez pozalatwiac. Poszlismy do jednej takiej Pani (jeszcze z Waldkiem tam poszlismy) koordynatorki Loiuse Kihlborg. Mila, przesympatyczna. Klaudia podpisala jakis papier za akademik. Ja tylko podtwierdzilem ze rezygnuje ze swojego pokoju.

Przy okazji: Szwecja to ciekawy kraj, dbaja o nas. Dostalismy taka kartke na ktorej jest napisane co mamy zrobic po przyjezdzie (punkt po punkcie). I najlepsze: na pierwszej stronie tej kartki w dolnym jej rogu jest informacja, zeby... przewrocic kartke na nastepna strone... hehe, dobre.

Jak przyszlismy do Louise, Waldek nas zostawil. Ale juz sie nie balismy. Jest naprawde luz, oni tutaj traktuja nas (jak na razie, zajec jeszcze nie mialem) tak, zeby we wszystkim pomagac. Louise zaprosila nas na impreze jutro wieczorem (tzn. dzisiaj, bo jest 1:19, piatek a impreza jest w piatek o 19:00). Na razie nie wiemy gdzie to sie idzie, ale w autobus juz nie wsiadziemy na pewno (jeden bilet - 8zl). Impreza jest tylko dla studentow z wymiany i stawia Uniwerek tutaj. My placimy tylko za alkohol, a trzydaniowa kolacja za free. Fajnie - powiedzielismy ze przyjdziemy, a jak wrocimy to opowiem jak bylo.

W dniu dzisiejszym zalatwilismy duzo. Oprocz zakwaterowania mamy juz adresy email (nie wiem czemu dla nich te adresy sa takie wazne, sprawa emaila blokowala nam inne rzeczy). Potem poszlismy zalatwic internet w akademiku. Po paru doslownie godzinach karta sieciowa zaczela mrugac i mamy 10MBit lacze za 30zl/miesiac. To chyba jedyna tania rzecz tutaj, ale rozmawialem z jednym Szwedem od nas z korytarza (pytalem czy nie chce Wladcy Pierscieni 2, ale mowil ze byl na tym w kinie) i podobno siec jest tak tania, bo to uniwerek doplaca. Normalnie ceny sa wysokie.

UWAGA: wiadomosc z ostatniej chwili, Andrzej Dzwilewski jest juz w UMEI. Skoro napisal to pewnie ma pokoj i siec, wiec mozecie do niego pisac:

anddzi02@student.umu.se
dzwil@ifd.uni.wroc.pl

Acha jeszcze jedna fajna rzecz. Poszlismy zapytac o lampe, bo w pokoju nie bylo lampki na biurko, a podobno to standardowe wyposarzenie. Kazano nam isc gdzies tam w oazie akademikow (campus Ryd - tam gdzie mieszkamy) i znalezc jakiego czlowieka ktory ma takie rzeczy. Cosmy sie naszukali i nadenerwowali to nasze. Trudno sie polapac, bo wszystko wyglada tak samo (duzo tu tych budynkow). Zreszta wszystko byloby ok, tylko ze on tam jest tylko raz w tygodniu i to przez 1.5 godziny. Akurat wypadlo dzisiaj, wiec mielismy szczescie. Najlepsze, ze uwaga: udalo mi sie znalezc Szweda, ktory nie mowil po angielsku. Serio, tu nawet panie pod 60 mowia ladnie po angielsku. Inna sprawa, ze jakbym mowil od dziecka w tak kluchowatym jezyku jak szwedzki to tez bym sie chyba innego nauczyl, bo ilez mozna, hehe. Nie no zartuje chyba pojdziemy z Klaudia na darmowy kurs szwedzkiego. Podobno jest fajnie - wyjscia duzo zagranicznych studentow, itp. W kazdym razie, wracajac do tematu - facet od sprzetu dal nam lampke... i juz. Zadnych papierow, dokumentow, pytania "A ktos ty?". Just like that...

I tym optymistycznym akcentem koncze ta czesc opowiesci, ktorej czesc relacyjna powoli dobiega konca. Jutro praktyczne informacje na temat placenia rachunkow na poczcie w Szwcji, zakladania konta w Szwecji nie bedac Szwedem. Poza tym garsc wrazen na tematy ogolnie zwiazane z warunkami jakie nam tu stworzono... Dobranoc.

Linkoping, 17.I.2003, godz. 1:36